2019-12-27

10 mitów o Hong Kongu cz.2

 

Hong Kong słynie jako centrum światowego handlu i wiele osób widzi w nim krainę mlekiem, miodem i chińskimi pieniędzmi płynącą... Wiele w tym prawdy, bo przez lata miasto, jako brama Chin na świat, cieszyło się prosperitą, z której mogli korzystać wszyscy, także turyści... Sytuacja w regionie jednak zmienia się dynamicznie, a ostatnimi tygodniami nawet bardzo. Przez miesiąc pobytu mogliśmy przekonać się o tym na własnej skórze, dlatego prezentujemy i obalamy kolejne 5 mitów  (pierwszą piątkę można znaleźć tutaj) dotyczących życia w Hong Kongu... 

 

MIT 6: Hong Kong to "Raj elektroniki"

Szukaj u źródła

O ile przez dekady tytułowe określenie było prawdziwe, tak w czasach obecnych można je włożyć między bajki - skoro jest drogo to wszystko. Teoretycznie, z uwagi na sporo niższe podatki, elektronika w HK powinna być niższa nawet o 20-30% w porównaniu do Chin kontynentalnych, ale w praktyce już nie wygląda to tak różowo. Sami mogliśmy się o tym przekonać się kilkukrotnie, nawet przed przybyciem do miasta. Będąc jeszcze w Kantonie Radek chciał kupić najnowszą wersję swojej opaski smart Xiaomi. Żyliśmy jednak w przekonaniu, że z zakupami i tak należy poczekać do wizyty w Hong Kongu. Początkowo więc odwiedziliśmy salon firmowy Xiaomi w Chinach tylko po to, żeby porównać ceny  - znaliśmy bowiem ceny w Hong Kongu ze stron internetowych salonów. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że rzekomy "Raj Elektroniki" oferował smartbanda w cenie ponad 40% wyższej! Tak oto w naszej świadomości pojawiła się pierwsza skaza na legendzie o taniości lokalnej elektroniki. Opaskę ostatecznie kupiliśmy zatem w Chinach, ale mając jeszcze nadzieję, że inne potrzebne nam sprzęty (myśleliśmy o kupnie nowej karty SD i aparatu) tańsze będą jednak w Hong Kongu. 

Jak sprawdzić ceny?

Wszystkim planującym zakupy elektroniczne w mieście polecamy rozpocząć od wizyty na https://www.price.com.hk/. Przez lata tylko po chińsku, teraz również w wersji beta po angielsku. Strona oferuje przepastną ofertę chyba każdego produktu jaki można dostać, często również z adresami sklepów, w których można produkt kupić w danej cenie. I choć nie ma żadnej gwarancji, że po przybyciu do sklepu towar będzie dostępny (polecamy uprzedni kontakt ze sprzedawcami przez WhatsApp), to chociaż wiemy jakiej ceny się spodziewać. I w tym momencie pojawił się kolejny zgrzyt - wszystkie ceny jakie widzieliśmy były wyższe, albo co najmniej takie same, jak w polskich porównywarkach cen. Oczywiście zawsze można się targować, ale w takiej sytuacji można ugrać tyle, że kupi się produkt w cenie porównywalnej do rodzimej, ewentualnie tylko nieco taniej.  

Bazar z elektronicznymi drobiazgami niedaleko giełdy Golden Arcade.

Centra elektroniki… i ściemy

W poszukiwaniu taniej karty SD udaliśmy się od kultowego centrum Golden Arcade Center w Sham Shui Po. Jest to legendarna giełda elektroniki w typie tej spotykanych w Polsce - budynek wypełniony małymi stoiskami i sklepikami niezależnych hurtowników. I o ile sama giełda robi wrażenie elektronicznego ula z masą możliwości, to już niestety ceny skutecznie te możliwości i entuzjazm kurczą… Podejrzewamy, że wpływ na zaistniałą sytuacją ma fakt, że centrum stało się też atrakcją turystyczną. Niemniej jednak kupiliśmy na miejscu kartę SD Kingston 128GB (50 zł)  i gumowe opaski do starego smartbanda Xioami, który po Radku odziedziczyła Ania… W cenie drożej niż poprzednie zakupione w Polsce na Allegro… 

Z kupna aparatu zrezygnowaliśmy. Oprócz cen, zniechęciła nas pogłoska, że centra elektroniki i ulice handlowe w typie Tsim Sha Tsui wśród lokalsów znane są jako siedliska oszustw i podróbek. Nagminnie sprzedawaną są tam inne modele (pudełko po modelu wyższym w środku model niższy), sprzęt refubrished (naprawiony przez producenta po wymianie gwarancyjnej), używany, czy w końcu po prostu zepsuty. Nie wspominając o tym, że gwarancje są zazwyczaj bardzo krótkie, a inwestowanie w dłuższe okresy darmowej naprawy jest bezcelowe, gdyż gwarancja na sprzęt sprzedawany w Hong Kongu obowiązuje tylko i wyłącznie w tym mieście. Niestety ceny w pozostałych centrach i sieciówkach technologicznych (np. Fortress - taki lokalny Media Markt) nie odbiegają od tych spotykanych w naszym kraju. Srodze rozczarowani obalonym mitem o taniej elektronice w Hong Kongu nasze oczy zwróciliśmy ku Singapurowi, ale o tym opowiemy już kiedy indziej… 

 

MIT 7: Poruszanie się po Hong Kongu jest trudne

W świadomości wielu ludzi Hong Kong to klasyczny przykład molocha wypełnionego mrowiem ludzi i pojazdów. Łatwo sobie więc wyobrazić, że poruszanie się w tak gęstym miejscu musi być koszmarem. Tymczasem nic bardziej mylnego. Chociaż na powierzchni równej połowie Warszawy żyje kilka milionów mieszkańców i zagęszczenie momentami daje się we znaki, to sama metropolia charakteryzuje się bardzo rozbudowanym i dobrze przemyślanym systemem komunikacji, który sam w sobie stanowi atrakcję miasta! 

Metro

Oczywiście najszybszym i najwygodniejszym sposobem poruszania się po mieście jest metro. Bilety można kupić na każdej stacji w automatach lub punktach obsługi klienta, bądź też zaopatrzyć się w zbliżeniową kartę miejską Octopus. Automaty przyjmują monety i banknoty, wydają również resztę. Ceny wahają się od 5 do 30 HKD (2,5-15 zł) i zależą od ilości przejechanych stacji. Sieć pokrywa większość terytorium miasta, można również dostać się nim do przystani i na lotnisko (nie polecamy kolejki Airport Express gdyż jest bardzo droga w porównaniu do podróży zwykłym metrem z przesiadkami). Jedynym minusem jest, że metro kończy swój bieg około północy, co powoduje, że w późniejszych godzinach jest się skazanym na nocne autobusy lub GRABa. 

Zaskoczył nas wygląd stacji metra, bo niektóre przypominają luksusowe centra handlowe - i są tak samo zatłoczone. Pasaże podziemne, a nawet przejścia bezpośrednio na perony (a więc już za bramkami biletowymi) nie dość, że mają czasem designerski wygląd, to jeszcze wypełnione są sklepami typu Prada… Jak widać mimo wszystko prowadzenie biznesu w takiej lokalizacji się opłaca, co tylko obrazuje nie tylko liczbę pasażerów, ale też fakt, że metrem jeżdżą wszyscy mieszkańcy - niezależnie od statusu materialnego.

Autobusy

Szczęśliwie dla spóźnialskich na metro (albo klaustrofobików!) sieć autobusowa nie ustępuje tej podziemnej, z gęstą siatką połączeń zarówno w dzień i w nocy. Dodatkowo spora część autobusów to autobusy piętrowe, co stanowi ciekawą atrakcję i sposób na zwiedzanie miasta. Kilkukrotnie bez celu przemieszczaliśmy się po mieście siedząc w pierwszym rzędzie na piętrze, obserwując ulice z zaskakującej perspektywy przez wielką szybę na czele autobusu. Komunikacja naziemna ma niestety 3 wady. 

Po pierwsze jest droższa od metra (7-55 HKD zależnie od trasy).  Po drugie rozbudowana sieć ulic i arterii miasta pozwala na takie wytyczanie trasy, że pokonanie tej samej odległości co metrem, zajmuje zauważalnie więcej czasu (o postojach na światłach nie wspominając). Trzecia i ostatnia wada dotyczy zarówno autobusów jak i tramwajów - bez posiadania karty miejskiej Octopus opłata jest tylko w gotówce i należy mieć odliczoną kwotę, bo nie jest wydawana reszta.

Tramwaje

To chyba jedyne znane nam azjatyckie miasto, gdzie pomimo funkcjonowania sieci linii metra dalej funkcjonują też tramwaje! I jest to najtańszy środek komunikacji - stała opłata 2,60 HKD niezależnie od ilości stacji. Minusem jest to, że tramwaje kursują w zasadzie po jednej trasie (z kilkoma krótkimi odgałęzieniami) tylko wzdłuż nabrzeża wyspy Hong Kong. Wagony, podobnie jak autobusy, są piętrowe więc same w sobie stanowią lokalną atrakcją turystyczną! W odróżnieniu od pozostałych środków transportu tramwaje są też dosyć leciwe, brakuje w nich zatem klimatyzacji, a podczas ulewnego deszczu woda potrafi też wlewać się do środka przez nieszczelne okna. Mimo wszystkich tych niedogodności polecamy podróż po szynach przynajmniej raz, żeby poczuć się nieco jak w Hong Kongu z czasów kolonialnych, oczywiście z kontrastem nowoczesnego miasta po drugiej stronie szyb. 

Najsłynniejszym tramwajem (oryginalnie właśnie z czasów kolonialnych) jest zabytkowa kolejka na szczyt Victorii. Nie dość, że tabor pochodzi z XIX wieku, to jeszcze jest to najstromsza na świecie trasa tramwajowa! Wjazd na szczyt zajmuje tylko kilka minut, ale odbywa się pod takim kątem, że można poczuć się niemal jak w kolejce górskiej. Przejażdżka obowiązkowa! 

Star Ferry

Tramwaje to nie jedyny relikt i sentyment czasów kolonialnych. Pomimo rozbudowanej sieci transportu kołowego lokalni mieszkańcy w dalszym ciągu masowo korzystają z promów przecinających wody pomiędzy wyspami miasta, jak również z dłuższych połączeń do Makau i Chin. Najbardziej kultowym miejskim promem jest Star Ferry, który już od XIX wieku odpływa z nabrzeża Hong Kongu w porcie Victorii, a dobija do Kowloonu, tuż przy luksusowej ulicy butików i sklepów Tsim Sha Tsui.

Przesuwająca się panorama obydwu brzegów miasta, połączona z bryzą znad morza to elementy pobytu w mieście, które koniecznie trzeba doświadczyć! Tym bardziej, że przeprawa promem jest szybsza niż podróż metrem czy autobusem! Bilet kosztuje 2,2-3,7 HKD (w zależności od dnia tygodnia i pokładu góra/dół), a prom pływa regularnie między brzegami. 

Z buta

Na koniec omówimy zwiedzanie na nogach. Podobnie jak w innych chińskich miastach, a w przeciwieństwie do wielu innych azjatyckich metropolii, w Hong Kongu mamy do dyspozycji chodniki - brzmi zwyczajnie, ale to naprawdę luksus w azjatyckich warunkach. Z ulgą korzystaliśmy z licznych przejść dla pieszych z sygnalizacją świetlną, kładek i przejść podziemnych bez obawy o własne życie przy przekraczaniu arterii komunikacyjnych, które same w sobie też nie są aż takie "szokująco" azjatyckie.

W mieście jest bowiem stosunkowo mało skuterów i motocykli (więc i nie parkują gdzie popadnie), a nawet lokale street foodowe zazwyczaj są w budynkach lub na wyznaczonych bazarach, dzięki czemu na co dzień nie trzeba lawirować w niekończącym się gąszczu przeszkód. Liczne parki i skwerki dodatkowo uatrakcyjniają zwiedzanie na piechotę i pozwalają zaobserwować ciekawe zjawisko związane z weekendowymi "piknikami", co prowadzi nas do 8 mitu na temat miasta…

 

MIT 8: W bogatym mieście żyją bogaci ludzie

Można odnieść takie wrażenie oglądając galerie handlowe w dzielnicy Central. Niestety Hong Kong, mimo wszystkich kolorów i atrakcji, bywa przygnębiającym miejscem. Dysproporcje społeczne są ogromne, co widać w wyglądzie całych dzielnic i sposobie spędzania czasu wolnego przez mieszkańców. Wystarczy pójść w niedzielę do jakiegokolwiek parku, skwerku, bramy czy nawet zadaszonego przejścia dla pieszych, aby poznać bolesną prawdę: zwykłych ludzi nie stać na życie w tym mieście. W dni wolne od pracy tysiące pracownic najemnych nie ma co ze sobą zrobić - koczują więc na ulicach, chowają przed słońcem pod każdym daszkiem, leżą pokotem przed klatkami schodowymi zamożniejszych osiedli gdzie na co dzień pracują jako pomoc domowa. Nie mają swoich domów, bo najczęściej są to imigrantki, których jedynym sposobem na uzyskanie wizy i pozwolenia na pracę w mieście jest zamieszkanie u swojego "Państwa". Jest to tylko jedno z dziwnych praw Hong Kongu, a w połączeniu z warunkami lokalowymi służba często śpi gdzie popadnie - na podłodze w kuchni, w toalecie, na korytarzu. Pracowników domowych nie stać też na żadne hongkońskie rozrywki, więc całymi dniami siedzą na schodach kładki dla pieszych albo leżą na kocykach w parkach. Czekają, aż skończy się ich "dzień wolny" i zmuszone będą wrócić do pracy, a więc skandalicznych warunków bytowych, od których próbują uciec, nawet jeżeli oznacza to cały dzień w jednej z bram… Widok rodem z XIX wieku… straszny i budzący sprzeciw.  

Na schodach kładek dla pieszych całymi dniami siedzą pracownice domowe i/lub bezdomni (widok w głębi zdjęcia.)

Powszechnym widokiem są też bezdomni, którzy zaadoptowali różne miejskie przestrzenie jako swoje domy - kładki dla pieszych, wąskie przejście między budynkami i inne zakamarki. Dziwiło nas, że nikt nie reaguje - u nas pomysł żeby zastawić całe przejście meblami i śmietnikowymi znaleziskami, raczej by nie przeszedł… Tymczasem tu tym ludziom ani nikt nie pomaga, ani też ich nie przegania. Władze chyba udają, że problemu nie ma, co powoli się na nich mści, o czym więcej za chwilę… 

Bezdomność i sytuacja pracownic domowych to oblicze miasta, z którym ciężko było nam się zmierzyć, tym bardziej, że takie kładki spełniające rolę poczekalnio-noclegowni mieliśmy tuż pod domem na North Point. Jak widać "światowe centrum handlu i finansów" nie jest w stanie zapełnić dobrobytu własnym mieszkańcom, a biorąc pod uwagę jego słabnącą rolę w regionie, będzie coraz gorzej…

 

MIT 9: W Hong Kongu jest bezpiecznie

Tak, to prawda. Mimo warunków czy biedy, w żadnym miejscu bez względu na porę dnia i nocy nie czuliśmy jakiegokolwiek zagrożenia (hmm, może to nasza lekkomyślność? :P) Cudzoziemcy to powszechny widok w mieście, więc na nikim biała twarz i portfel nie robią wrażenia. Z resztą samo miasto jest międzykulturowe, więc mieszkańcy raczej obojętnie reagują na ,,inność". Jest tylko jedno ALE : trafiliśmy w sam środek masowych protestów, które zaczęły się latem w Hong Kongu i stopniowo eskalowały do cotygodniowych zamieszek. Na szczęście my sami nigdy ich nie widzieliśmy na żywo. Na co dzień nie odczuwaliśmy, że w mieście dzieje się cokolwiek niepokojącego. Hong Kong żył swoim rytmem, na ulicach panowała taka sama krzątanina, nie widywaliśmy policji. Tylko porozklejane tu i ówdzie antyrządowe i antychińskie plakaty, zdjęcia i kolorowe karteczki świadczyły o toczącej się walce. Co prawda raz trafiliśmy na wieczorną demonstrację, ale ta była całkowicie pokojowa - tysiące ubranych na czarno ludzi szło spokojnie jedną z głównych ulic miasta. Mimo, że nie działo się nic ''spektakularnego", demonstracja poruszyła nas do głębi: Ci ludzie walczą o wolność i naprawdę boją się o swoją przyszłość… 

O co chodzi z protestami w Hong Kongu? 

Aby zrozumieć co się dzieje, trzeba cofnąć się do 1997 roku, kiedy Hong Kong przestał być kolonią brytyjską, a stał się częścią Chińskiej Republiki Ludowej. Brytyjczycy oddali miasto, ale pod pewnymi warunkami: Hong Kong miał pozostać samorządny przez 50 lat z autonomicznym parlamentem, statusem międzynarodowym i ustrojem. W Hong Kongu działa więc odrębne od chińskiego prawo, sądy i najważniejsze - wolny rynek. Wszystko działało jak należy, póki Chiny nie ogłosiły planów tzw. "ustawy ekstradycyjnej", która przewidywała, że obywatele Hong Kongu mogą być sądzeni i karani na terenie Chin, co rzekomo miało powstrzymać zbiegów z Chin kontynentalnych przed ukrywaniem się w mieście państwie.

Mieszkańcy odebrali to jako zamach na ich wolność i złamanie warunków traktatu - Hong Kong ma przecież własne prawo i niezależne sądownictwo. Obawiano się, że Chiny wykorzystają tę ustawę jako narzędzie do usuwania niewygodnych dla władz polityków, dziennikarzy i aktywistów, a zatem początek końca autonomii miasta. Ludzie wyszli więc na ulice, Chiny (po czasie) oficjalnie wycofały się z planów ustawy, ale demonstracje szybko przerodziły się w ogólną manifestację niezadowolenia ze społecznej i prochińskiej polityki hongkońskiego rządu i trwają mimo zapewnień, że ustawa nie wejdzie w życie… Jakoś mieszkańcy nie wierzą w dobre intencje Chin ani rządu i nie trudno się domyślić, że słusznie… Myliłby się jednak ten, kto twierdzi, że ustawa ekstradycyjna to jedyny powód niepokojów. Wybuchające co chwile walki to pokłosie dużo bardziej złożonych i wieloletnich problemów trapiących miasto, związanych z kosztami życia, brakiem możliwości zakupu nieruchomości z uwagi na niebotyczny wzrost cen, starzejącym się społeczeństwem i problemami matrymonialnymi, czy wreszcie spadkiem znaczenia miasta w regionie i na świecie. Planowana ustawa ekstradycyjna rzeczywiście była kroplą przelewającą czarę goryczy, lecz sama czara wypełniona jest problemami mocno wykraczającymi poza nienawiść do Komunistycznej Partii Chin, o czym zdają się zapominać nawet media, uprawiające raczej jednostronną narrację.  

Wiekszość posterów nawoływała do przyjścia na demonstracje, jednak pełno było też dokumentacji brutalności policji i gorzko-satyrycznych odniesień do manipulacji lokalnej telewizji, która jest na usługach chińskiego rządu. 

 

"Strefa wojny"

No dobra… mimo, że ogólnie jest bezpiecznie, to jednak raz prawie wpakowaliśmy się w kłopoty. Wracając z wycieczki do Makao (skąd chcieliśmy pojechać znów do Chin, ale nas nie wpuszczono, więc musieliśmy wrócić do Hong Kongu) zarezerwowaliśmy na szybko nocleg w centrum Kowloon przy Tsim Sha Tsui… które zamieniło się tamtej nocy w strefę wojny. Regularne walki z policją, gaz łzawiący, barykady na ulicach czy płonące kontenery na śmieci to tylko część bitwy jaka wtedy rozgrywała się wokół stacji metra, na której mieliśmy wysiąść. Oglądaliśmy ze zgrozą relację z zamieszek na wielkim telewizorze w porcie w Makao, wiedząc, że za jakieś 2h będziemy musieli tamtędy przejść… Dopłynęliśmy do Hong Kongu z duszą na ramieniu, nie wiedząc czego się spodziewać na miejscu. Szczęście w nieszczęściu przez zamieszki nie działało metro, więc zanim ogarnęliśmy dojazd i złapaliśmy odpowiedni autobus zrobił się środek nocy i ulice ucichły. Gdy dotarliśmy na Tsim Sha Tsui  po starciach z policją zostały tylko poprzewracane barierki i znaki. Głupi to ma jednak zawsze szczęście… Tak samo parę dni później gdy w końcu wylecieliśmy z Hong Kongu, a następnego dnia zamknięto lotnisko - pracownicy dołączyli do demonstrantów, załapaliśmy się więc na ostatnią szansę aby wydostać się z miasta!  

 

MIT 10: Hong Kong jest tak mały, że nie ma tam co robić 

Wielu turystów przyjeżdża do Hong Kongu tylko na dzień, dwa, trzy - najczęściej traktując miasto jak punkt przesiadkowy po drodze. "Przecież nie ma sensu zatrzymywać się na dłużej w tak małym mieście…" Błąd!  Hong Kong ma mnóstwo atrakcji i klimatycznych miejscówek, trzeba tylko wyjść trochę dalej poza dzielnicę Central - mamy nadzieję, że udowodniliśmy to w naszej relacji! Od lasu wieżowców zaczynając, na prawdziwym lesie kończąc - w Hong Kongu dobrą zabawę będą mieli zarówno miłośnicy kultury (architektura, świątynie, bazary, street food) jak i natury (tropikalna roślinność, parki, plaże, rezerwaty przyrody). Rzeczywiście na zwiedzenie najpopularniejszych atrakcji miasta nie potrzeba więcej niż kilku dni, ale jeśli ktoś chciałby poczuć prawdziwego ducha miasta czy odkryć nietuzinkowe miejsca, to i miesiąc może okazać się za krótki!

Hong Kong to nie tylko panorama wieżowców, chociaż przyznajemy, że to nasza ulubiona atrakcja, która robi niesamowite wrażenie zarówno z dołu na wybrzeżu i z góry ze szczytu Victorii. Jak pokazaliśmy w pierwszej części, niepowtarzalny klimat i mniej oblegane atrakcje można odnaleźć z dala od centrum np. na wschodzie wyspy czy w zakamarkach półwyspu Kowloon. Na szansę zasługuje też najmłodsza dzielnica miasta Nowe Terytoria, gdzie widzieliśmy najzabawniejszą świątynię w życiu. Nie zapominajmy też, że sam Hong Kong składa się z wielu wysp i każda z nich ma wiele do odkrycia -  jak chociażby Lantau gdzie można dojechać przeszkolną kolejką linową. Nam podczas tych paru tygodni pobytu nie udało się odwiedzić wszystkich miejsc jakie chcieliśmy, ale przyznajemy się, że zwiedzamy bardzo powoli, a i pora deszczowa (byliśmy w lipcu) parę razy pokrzyżowała nam plany. 

Podsumowując nasz miesięczny pobyt, musimy przyznać, że mimo wszystko miasto zaskoczyło nas pozytywnie. Fajnie było odkrywać inne jego oblicza, niż te, które przywieźliśmy w głowach - nawet jeśli były to oblicza mało przyjemne. Za sprawą obiegowych opinii, można łatwo nabyć uprzedzeń lub nierealnych oczekiwań, które jak wiemy, prowadzą do bolesnych rozczarowań. Cieszymy się więc tym bardziej, że mieliśmy ten luksus czasu, który pozwolił nam sprawdzić ile ziarenek prawdy kryje się w każdym micie, a które informacje można na dobre włożyć między bajki. Mamy więc nadzieję, że poznaliście Hong Kong od kuchni i wiecie już, jak ma wiele do zaoferowania i dzięki nam miasto trafi na waszą podróżniczą listę! 

Po ostatecznym opuszczeniu Hong  Kongu pozostaliśmy w klimatach wielkich metropolii, bo udaliśmy się do Kuala Lumpur, który rozpoczął nasze 3-miesięczne tournee po Malezji... Szczegóły wkrótce! 

 
 
 
 
Gdzie obecnie jesteśmy?
Szukaj po tagu
Obserwuj nas na Instagramie
Polub nas na Facebooku